Obudziłam
się, rozglądając dokoła. Ostatnie, co pamiętałam z wczoraj to, że próbowałam
popełnić samobójstwo, przez to, co się u mnie w ostatnim czasie dzieje. Rozejrzałam
się sie dokoła i dotarło do mnie, że nie jestem w swoim mieszkaniu. Odkryłam
kołdrę, i spuściłam nogi z łóżka, tak, że dotykałam zimnej podłogi. Spojrzałam
na ramię, byłam cała zabandażowana, z resztą ręka też. Zdziwiłam się, że znowu
wyszłam bez większych urazów. Spokojnie wstałam, tak by nie zakręciło mi się w
głowie. Niestety moje starania wyszły na daremne, o mało, co nie upadłam, więc
w ostatniej chwili złapałam się barierki. Gdy w końcu kręcenie w głowie trochę
ustąpiło, ruszyłam, do wyjścia. Uchyliłam delikatnie drzwi i wyjrzałam na
zewnątrz. Oglądałam dokładnie każdy pokój, najbardziej jednak interesował mnie
ostatni. Podeszłam do drzwi i gdy już chciałam dotknąć klamki, one otworzyły
się przede mną. Nie kryłam zdziwienia, a dokładniej strachu. W całym pokoju,
była głucha cisza, którą zakłócił mój głośny przyśpieszony ze strachu oddech. W
całym pokoju świeciły się tylko stare naftowe świecie, za oknem zaś, było
słychać, pogwizdy wiatru, oraz grzmoty, wskazujące na to, że zbliża sie burza.
- Okej pora spadać- wyszeptałam pod nosem, gdy, usłyszałam,
skrzypienie, podłogi. Odwróciłam sie na pięcie, w stronę drzwi, które zatrząsnęły
się tuż przed moją twarzą. Próbowałam je otworzyć. Nic zero, oparłam sie o nie
i głośno westchnełam. Wtedy usłyszałam jakieś szepty, dochodzące z książek. Na
początku pokręciłam głową, lecz zainteresowało mnie to. One jakby ciągnęły moja
dusze do siebie mówiąc " podejdź tu a zobaczysz cos cudownego. Obiecuje
nie pożałujesz". Podeszłam do szafy, na, której leżały te książki, i
dokładnie się rozejrzałam, głos nie pochodził z książek, tylko z wielkiej
szklanej kuli, leżącej, na stole. Odsunęłam krzesło i przyjrzałam się sie jej
dokładnie, omal nie dostając zawału, gdy wiatr otworzył drzwi balkonowe. Wtedy
poczułam zimny wiatry, który, odrzucił moje włosy do tyłu, i sprawił, że zaczęłam
sie trząść. Byłam w jakimś podkoszulku z napisem Live And Let Die, i moich
czarnych dżinsach. Miałam to jednak w nosie. Ważniejsza byłą ta, kula, przyjrzałam
się jej dokładniej, i wtedy zobaczyłam jakąś kobietę mówiącą do mnie. Była
przerażająca, i cały czas powtarzała moje imię, jakby, chciała, rzucić na mnie
klątwę.
- Odsuń się- usłyszałam wrzask, od strony drzwi. Odwróciłam
się w tamtą stronę, i wykrzyknęłam przerażona. Przede mną stała, jakaś postać w
kapturze, a jej wielkie czarne oczy, lśniły, przez blask świec. Otworzyłam
usta, chcąc coś powiedzieć, lecz nie umiałam wydusić słowa- Nie bój się- dodała
łagodnie. Ściągnęła kaptur i podeszła do mnie wyciągając rękę w moim kierunku.
- Nie dotykaj mnie- pisknełam, wciskając się jeszcze
mocniej w krzesło.
- To tak dziękujesz, swojej wybawczynie, gdyby nie ja
skończyłabyś na drugim świecie- odparła, zamykając drzwi balkonowe.
- Oj przepraszam- zarumieniłam sie- Dziękuje, chociaż
wolałabym to się wreście skończyło- dodałam, opierać sie o rękę.
- Co?- Spytała zafascynowana.
- Cały czas słyszę jakieś głowy, jakby wołanie o pomoc-
wyjaśniłam, dotykając mojego nadgarstka, w prawej dłoni. Na której lśniły
blizny, po mojej przeszłości.
- Boże, to nie dobrze- pokręciła głową.
- Ta, przepraszam, za nadużycie twojej gościnności, ale
musze spadać- wstałam i podeszłam do drzwi.
- Okej, ale uważaj. Przed północą roi się od morderców-
przestrzegła mnie, chowając kulę, do szafy- A tak właściwie nazywam się
Tenesha- wyciągnęła dłoń w moim kierunku, uścisnęłam ja i odskoczyłam jak
poparzona. Jej dłoń była lodowata. - Coś nie tak?
- Nie, po prostu masz zimna dłoń- wyszeptałam, na co
wybuchła śmiechem moim oczom ukazały się wydłużone kły, nie takie jak u wampira
trochę inne.
-Naprawdę, wiele rzeczy słyszałam na mój temat. Ale tego
nie- złapała się za brzuch- To powiesz mi jak sie nazywasz? Obiecuje nie zjem
cie. Na kanibalizm jeszcze nie przeszłam.
- Rosario- wymamrotałam.
- Różaniec, chymmm nieźle, będę do ciebie mówić Rose lub Rosa,
co ty na to?
- T-tak..... To ja idę- wybiegłam z tamtego pokoju.
Zostawiając ją w wyśmienitym humorze. Zbiegłam po krętych schodach, i
wbiegłam do przed pokoju. Zauważyłam moje czarne trampki, jak najszybciej
zawiązałam sznurówki i już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam.
- Do zobaczenia Rosario. Bo zobaczymy sie już niebawem-
powiedziała tajemniczym głosem" Pora spadać"- zapiszczała mi moja
podświadomość. Otworzyłam drzwi i wybiegłam na zewnątrz, gdzie trwała burza. Po
chwili byłam już przemoczona na cieką nitkę. Było mi zimno, i źle, ale wolałam
być tu niż tam, chociaż Tenesha była miła, wystraszyła mnie nieco. Przysiadłam
na pobliskiej ławce i ukryłam twarz w dłoniach. I wtedy znów to usłyszałam.
" Pomóż mi. Błagam... Rosario"
To był damski głos, mówiła to już od dwóch tygodni, potem
odezwał się drugi głos. Tym razem męski
" Ona cie potrzebuje. Ja też. Ale ratuj ja. Proszę"
Załkałam, i jęknęłam cicho.
- Jak ja wam mam pomóc- uniosłam oczy ku górze, i po raz
kolejny tego dnia zamarłam. Przed mną stał, jakiś dziwny facet. Przyglądał mi się,
co chwila, i mówił sam do siebie. Potem podszedł do mnie i wypowiedział niezbyt
zrozumiale, ale udało mi się skleić te zdanie
" Dni jej władzy są policzone. Znajdź złoty zwój by
uratować twój naród. Inaczej czeka nas zagłada. Ciemne istoty, będą się śmiać,
niszczyć nas, do momentu, kiedy upadniemy i nigdy już nie zobaczymy światła
słonecznego. Od tego sa strażnicy wieczności. W ich jedyna nadzieja".
Ostatni raz na mnie spojrzał, a ja poczułam przeszywający ból w klatce piersiowej,
w tym czasie, on zmienił sie w popiół i zniknął. A wraz z jego
zniknięciem zniknął ból, otworzyłam oczy i usłyszałam przeraźliwy pisk,
dziewczyny. Rozejrzałam się sie w poszukiwaniu dziewczyny, która wydobyła ten
pisk, lecz nikogo nie było. Tylko ja, której wiatr owiewał włosy i muskał
zimnym powietrzem rozgrzaną skórze. Oddychałam w spokojnym tempie, rozglądając
się dokoła. Postanowiłam iść w przeciwnym kierunku, w stronę placu, tam na pewno
spotkam kogoś żywego. Idąc przez ciemny las, rozglądałam się sie, co chwila w
poszukiwaniu żywej duszy, mój wzrok przyzwyczajił się do ciemności, wiec
dokładnie wszystko widziałam. W końcu znalazłam sie na upragnionym placu,
przeszłam kawałek, gdy usłyszałem głośny dźwięk tykania zegara. Wybiła północ.
Zaklnełam w duchu, nikogo nie było, przymknęłam oczy by uspokoić się nieco, a
gdy je otworzyłam dostrzegłam białą kartę, coś w stylu, karty do pokera.
Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się rozbawiona. Na dole był ogromny napis "Wampir- Fenix, „ a
na górze "Strażnicy
Wieczności". Byłam rozbawiona do momentu, kiedy
przypomniałam sobie słowa tego szaleńca" Strażnicy Wieczności".
Myślałam , że ktoś robi sobie ze mnie żarty, lecz nikogo nie było. Przerażiłam się nie na żarty. A tak naprawdę nie wiedziałam, ze to dopiero pocżtek tego koszmaru.
Hejka!
OdpowiedzUsuńŚlicznie dziękuję za zaproszenie na bloga. Opowiadanie zapowiada się bardzo ciekawie i interesująco. Podziękuj swojej przyjaciółce, że Cię namówiła na założenie tego bloga, bo piszesz naprawdę wciągająco. Bardzo lubię takie typu opowiadania. Już nie mogę się doczekać kiedy dodasz kolejną część opowiadania.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w pisaniu,
K@te :)
P.S. Kiedy następną część na Immortal Love?